Kilka dni temu na Instagramie wrzuciłam zdjęcia stron poradnika Trinny Woodall i Susannah Constantine “Jak się nie ubierać. Zasady”. Kobiety bardziej były znane jako duet telewizyjny “Trinny i Susannah”. Były jednymi z najpopularniejszych stylistek na świecie na początku lat 2000. Prowadziły programy “Trinny i Susannah rozbierają”, “Jak się nie ubierać”, “Trinny i Susannah ubierają Amerykę”. W Polsce najpopularniejszy cykl stylistek nosił nazwę “Trinny i Susannah ubierają Polskę”. Sama z zapartym tchem oglądałam te programy, ale już bliżej 2010 roku. Ostatnio w moje ręce wpadł ich poradnik. Pochodzi on z 2002 roku, ale w Polsce został wydany w 2011 roku, więc stosunkowo całkiem niedawno. Autorki w tamtym czasie były autorytetami modowymi dla MILIONÓW kobiet. To, co przeczytałam na tych stronach, zmroziło mnie. I nawet jeśli jest w tych opisach “humor z jajem, z dystansem”, to i tak chyba coś poszło o krok za daleko. Zobaczcie same!
“W jaki sposób to gigantyczne cielsko zdołało się przecisnąć przez niewielkie otwory?”
Żeby wszyscy dokładnie wiedzieli o czym piszę, podam kilka przykładów złotych porad stylistek, od których roi się w książce:
Okazało się, że wiele dorosłych już kobiet, które czytały ten poradnik w gimnazjum, czy liceum, do tej pory przymierzając jakąś rzecz, mają w głowie zdania przeczytane w tym poradniku. Jedna z Czytelniczek napisała mi, że ma duży biust i zakładając zabudowaną bluzkę bez rękawów przypomina sobie, że jej “piersi wyglądają w niej jak balony w połowie napełniane wodą”. Dosłownie pamięta całe to zdanie! Takich wiadomości było mnóstwo. Wiele osób wspominało też, że znają doskonale ten poradnik i przypominają sobie, że… te porady ich śmieszyły. To, że teraz wpadły na mój post było dla nich zderzeniem z rzeczywistością i refleksją nad tym, jak mogło ich to bawić? Byłyśmy po prostu przyzwyczajone do takiej komunikacji. To było normalne. Oto okładka jednego z kobiecych magazynów z 2017 roku:
“Chude już nie jest piękne” – sorry, szczupłe dziewczyny! Co jest przeciwieństwem określenia “piękne”?
“Ale to już było…!”
Na szczęście czasy się zmieniają. Coraz częściej ubieramy się nie “ku uciesze” innych, ale dla własnej wygody, dobrego samopoczucia i dobrego wyglądu w swoich oczach. To, co wydawało nam się śmieszne w latach ‘90 i ‘00, dziś irytuje, dziwi. I nawet jeśli jest w tych opisach “humor z jajem, z dystansem”, to i tak chyba coś poszło o krok za daleko. Niestety, znalazło się też wiele osób, które postanowiło mi napisać, że jestem przedstawicielką Pokolenia płatków śniegu, że jestem przewrażliwiona i nie mam poczucia humoru.
Tu nie chodzi jednak o tę jedną książkę, ale o to, czym byłyśmy karmione przez lata. Na takim przekazie się wychowałyśmy. Kiedyś dziwiłam się, że ktoś nosi długi rękaw, czy ciemne rajstopy latem, w największe upały. A jak ten ktoś mógł bez skrępowania wyjść na ulicę w krótkim rękawku, skoro gdzieś przeczytał, że “Rękawy z bufkami powodują, że zamiast jednej tłustej parówki mamy w tym miejscu dwie”? Miałam w pewnym czasie tak, że komunikaty “body positive” atakowały mnie z każdej strony. Był nawet taki moment, że uważałam, że jest tego za dużo. Myliłam się. Aktywistki “body positive” wciąż są nam bardzo potrzebne, co doskonale widać po komentarzach.
Po prostu kiedyś nie opisywano szczerości jako hejt. :) Jak ktoś jest grubasem i ma cielsko tłuste to trzeba o tym mówić. I to głośno.
Po pierwsze, ktoś, kto ma nadwagę, doskonale o tym wie. Po drugie, nawet jeśli z prawdziwej troski chce się temu komuś pomóc, to wypominanie mu, że ma “gigantyczne cielsko” i “ręce jak parówki” raczej nie pomoże. Poza tym, w tej książce nie są obrażani wyłącznie ludzie z nadwagą – zazwyczaj to było poruszane w komentarzach, bo niby dosadne nazwanie problemu zmotywuje do schudnięcia. W książce w obraźliwym tonie są pisane również porady dla kobiet niskich, z mniejszym biustem, krótką szyją. To nie są rzeczy, które bez problemu można w sobie zmienić.
“W programie tego nie było!”
Pojawiły się również głosy broniące duetu Trinny i Susannah, bo w telewizji nie głosiły takich komentarzy. Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie obejrzeć teraz każdego odcinka, by to wyłapać. Osobiście również dobrze wspominam program. Ale! Ta książka powstała. Została wydana i była w sprzedaży, a same stylistki się pod nią podpisały swoim nazwiskiem. To żadne oczernianie tych kobiet. To po prostu fakty.
Czy jestem hipokrytką?
Znalazły się też osoby, które bardzo chciały mi wytknąć hipokryzję, bo przecież kilka dni wcześniej udostępniłam zdjęcie z poleceniem kosmetyku na cellulit. Tyle, że ja Wam nigdzie nie piszę, że cellulit jest zły. Nie wspominając o bardziej dobitnym słownictwie, bo gdyby ten poradnik był o urodzie, to nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by w nim było napisane o cellulicie! Po prostu – ja cellulit mam, a wolę, gdy moje ciało jest jędrniejsze. Stosuje więc różne rzeczy i dzielę się z Wami tym, po czym widzę efekty. Nigdzie nie piszę, że musicie go zlikwidować. Podobnie z pielęgnacją twarzy. Piszę Wam, co się u mnie sprawdza, ale nawet przez myśl mi nie przyszło, że jak ktoś nie chce korzystać z tych rad, bo mu się nie chce, nie ma czasu lub po prostu nie przeszkadza mu cellulit, zmarszczki, czy cokolwiek innego, to jest… gorszy? W życiu! Każdy niech robi to, na co ma ochotę (o ile nie obraża ludzi, zwłaszcza ze względu na wygląd, na który nie zawsze mamy wpływ).
Po co więc udostępniłam ten post?
Moim celem nie było skrytykowanie Trinny i Susannah za to, co znajduje się w ich książce, ale zwrócenie uwagi na to, jak wielki krok zrobiliśmy jako społeczeństwo. W 2011 roku niektórych te rady bawiły. Dziś dziwi, że poradnik został w ogóle dopuszczony do sprzedaży. To ogromny krok. Wciąż możemy ubierać się tak, by “coś zakryć, coś podkreślić”, ale nie pozwolimy, żeby mówiono nam, że mały biust i duży dekolt kogoś ROZCZARUJE, bo “mamy dwie rodzynki zamiast dwóch dojrzałych brzoskwiń”. Nie ubieramy się jedynie po to, żeby inni mogli nacieszyć wzrok naszym wyglądem, ale po to, żebyśmy same dobrze się ze sobą czuli. I myślę, że to jaką drogę przeszliśmy jest piękne.
No, to jak Wam się podobają złote rady stylistek?