Pachniało lakierem Taft, w tle leciał “Tik Tok” Ke$hy, a przygotowania do wieczornego clubbingu zaczynały się zaraz po uczelni. Bo na co czekać?

To nie były czasy, gdy stylizacja miała dobrze wyglądać na Instagramie. Wtedy Instagram jeszcze raczkował, a w Polsce właściwie nie istniał. Za to istniały: bandażowe sukienki, bronzer w kulkach i telefony z aparatami, w których jedynym filtrem był flesz i “pikseloza”. Styl tamtych lat był dosłownie tym, co udało się założyć, wyprostować, przypudrować i utrwalić przed wyjściem z domu. Trochę w biegu, trochę na szybko. Ale zawsze z zaangażowaniem godnym pokolenia, które kochało clubbing, NK i zapach Play It Sexy.
Makijaż, czyli era smoky eyes i korektora na ustach
Nie istniały tutoriale na YouTube, przynajmniej nie na taką skalę jak kilka lat później. Światłem w tunelu były blogi albo zdjęcia celebrytek w magazynach typu Cosmopolitan. A jednak potrafiłyśmy zbudować całą estetykę na cieniach z Miss Sporty kredce do oczu i korektorze, który robił za matowy nude lipstick.

Rozblendowane? Nie. Wyrysowane? Raczej rozmazane. Ale efekt “czarnego oka” był świadomą decyzją. Bronzer był dosłownie bronzerem i potrafił zdziałać cuda, o ile nie przesadziłaś. Rozświetlacza wtedy nie używano. Nie był potrzebny – błysk zapewniał pot i flesz z aparatu cyfrowego.
Fryzura: grzywka na bok, tapir i Taft piątka
Nie ma sensu udawać, powiedzmy to sobie szczerze: większość z nas maltretowała wtedy swoje włosy. Codziennie – prostownica na suchy włos, bez termoochrony. Potem tapir i grzywka, którą przyklepywało się dłonią, żeby ułożyła się idealnie na ukos. Taft 5? Oczywiście. I jeszcze raz, żeby się trzymało na parkiecie.


Sukienka bandażowa, sukienka bombka, czy bluzka z baskinką?
Kiedyś w klubach rządziły sukienki, których nie dałoby się założyć w dzień. Bandażowe, ciasne, krótkie, czarne. Bombki – balonowe, z paskiem w talii. Ale były też obecne stylizacje ze spodniami, maksymalnie obcisłymi rurkami, a do tego to już obowiązkowo topy i bluzki z baskinką. Na wierzch marynarka z H&M. Nie chodziło o wygodę, tylko o to, żeby dobrze wyglądać.



Buty, czyli kto wtedy myślał o wygodzie?
Były wysokie. Zbyt wysokie. Z platformą i/lub obcasem. Najmodniejsze to te lakierowane, z kokardą, z ćwiekami albo w panterkę. Kupowane na DeeZee albo z rynku. Zdarzały się skręcenia, ale nikt nie nazywał tego kontuzją. To był element clubbingowego ryzyka. Nie wiem, czy dziś widuję osoby w takich butach na ulicach, czy w klubach. Czy one są jeszcze w sprzedaży?


Torebka, paznokcie, dodatki
Torebka była mała – najczęściej kopertówka z sieciówki. Do tego duże kolczyki-koła, plastikowe bransolety, ewentualnie pasek z ćwiekami. Paznokcie? Zwykły lakier. Fioletowy, czarny albo brokatowy. Miss Sporty rządziło. Jak odpryskiwał, to trudno. Odpryski na lakierze to była stety/niestety norma.
Deszcz perfum jako wykończenie stylizacji
Perfumy były tanie, słodkie, ale przy tym niezapomniane. Play It Sexy od Playboya, Pur Blanca z Avonu, Incandessence. Czasem Bruno Banani. Psikane gdzie popadnie: na włosy, na szalik, na koleżankę obok. Zapach był Twoją wizytówką na wieczór. Im mocniej pachniałaś, tym bardziej byłaś gotowa na imprezę.

Muzyka, która definiowała trendy
Nie istniały playlisty na Spotify. Był Winamp, Eska TV i odtwarzacze mp3. Ale w klubach królowało to samo:
- Jennifer Lopez “On the Floor”
- Ke$ha “Tik Tok”
- Edward Maya “Stereo Love”
- Usher “Yeah!”
- Rihanna “Only Girl (In The World)”
Gdy leciało “Tik Tok”, rzucało się torebkę w kąt i nie schodziło z parkietu.
I co z tego zostało?
Dziś patrzymy na te czasy z uśmiechem, ale i z lekkim niedowierzaniem. Jak to możliwe, że grzywka na bok i rozmazany eyeliner były wyznacznikiem stylu? A jednak były. I co ważniejsze – dawały nam frajdę. Nie wszystko musi być wygodne, estetyczne i zgodne z trendami z TikToka. Styl 2010 roku może i był kiczowaty, ale był nasz, Millenialsów. Prawdziwy i bez filtra. Dziś wywołuje szeroki, nostalgiczny uśmiech.







