Jednym z moich zainteresowań jest historia. Jeszcze w liceum pochłaniałam akademickie podręczniki z tego przedmiotu, co zaowocowało oczywiście maturą na poziomie rozszerzonym i studiami niejako powiązanymi z tematem. Postanowiłam więc wprowadzić trochę historycznego klimatu na bloga. Nie obawiajcie się jednak nudy! ;) Co jakiś czas na blogu pojawi się post związany z historią makijażu, a Wy będziecie mieli za zadanie dać mi znać, czy podoba Wam się taki cykl, czy jednak dać temu spokój i zostawić moje historyczne ciekawostki w sobie, w Agnieszce. ;) No, to zaczynamy…
Podobno bez pomalowanych rzęs nie wychodzi z domu ponad 70% kobiet. Jeżeli chodzi o jakieś dalsze wyjścia niż osiedlowy sklep, to niestety należę do tej grupy kobiet. Jest więc to jeden z najważniejszych kobiecych kosmetyków, ale… Od kiedy?
Tusz do rzęs jest chyba najstarszym kosmetykiem. Obecnie służy wydłużeniu rzęs, podkręceniu ich i pogrubieniu. Zaczęło się jednak od samego barwienia. W starożytnym Egipcie używano w tym celu proszku antymonowego składającego się z siarczanu, ołowiu, malachitu i węgla drzewnego lub sadzy. Inną opcją, było tworzenie tuszu z mieszanki sadzy rozpuszczanej w oliwie z białkiem. Powiem Wam, że nie brzmi to zachęcająco. Mniej przyjaźnie brzmi natomiast jeszcze trzeci sposób, również stosowany przez panie w Egipcie – mieszanka odchodów krokodyla, wody i miodu. Aplikowanie takiego kosmetyku odbywało się przy pomocy kości słoniowej. Jeżeli w którymś z poprzednich wcieleń w starożytności byłam Egipcjanką, to jestem prawie pewna, że raczej wolałam pozostać w cieniu pięknych koleżanek darując sobie makijaż, przysięgam! (Och, wait… Kleopatra się przecież malowała… muszę jeszcze przemyśleć tę teorię... ;) )
Podobnych mieszanek używał później cały starożytny świat. Także Babilończycy, Grecy czy Rzymianie. I tak aż do upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego. Średniowiecze to czas, kiedy w Europie nie przywiązywano aż takiej wagi do wyglądu i kultu ciała. Makijaż wciąż był popularny w świecie arabskim, w Europie natomiast dopiero epoka renesansu przyniosła kolejne zainteresowanie sposobami podkreślenia urody.
W 1860 roku, Eugene Rimmel zainteresowany nowym hitem kosmetycznym, jakim była wtedy wazelina, postanowił nad nim trochę popracować i stworzył pierwszy tusz do rzęs. Jego składnikiem była właśnie wymieniona wcześniej wazelina oraz sproszkowany węgiel. Kosmetyk nakładało się specjalną szczoteczką.
Tusz w ówczesnej wersji zrobił taką furorę, że do dziś w niektórych językach, np. hiszpańskim i portugalskim, słowo “rimmel” oznacza właśnie “maskarę”.
- Na początku XX wieku pojawił się tusz do rzęs w kamieniu. W jego skład wchodziło mydło i czarny barwnik. W procesie produkcji, mieszano pigment z płatkami mydlanymi, całość mielono i ostatecznie prasowano do postaci kosmetyku w kamieniu. Aby pomalować rzęsy, trzeba było zwilżyć szczoteczkę wodą, następnie nałożyć kolor z małego, poręcznego pudełeczka (podobno większość pań bez pardonu po prostu spluwała na szczoteczkę, nie wnikam…).
Tusz w kamieniu był popularny także w czasach późniejszych. Pamiętam, że jak miałam ok. 16 -18 lat, to ogromnym zainteresowaniem na wizażu cieszył się wątek dotyczący tuszu marki Celia, który był właśnie w takiej postaci.
- W latach 20. XX wieku powstał tusz do rzęs marki Maybelline, a jego twórcą był J.T. Williams, który chciał pomóc swojej kochanej siostrze odzyskać utraconą miłość. Williams sporządził mieszankę ze zmielonego węgla i wazeliny, a jego siostra oczarowała swojego eks głębokim, czarnym spojrzeniem.
- Dopiero koniec lat 50. XX wieku przyniósł tusz do rzęs w formie podobnej do tej, którą stosujemy obecnie. Helena Rubinstein stworzyła kremową formułę tuszu zamkniętą w tubce wraz z dołączoną do niej wrzecionowatą szczoteczką. Taka forma maskary okazała się strzałem w dziesiątkę u skradła serce milionom kobiet.
Obecnie na rynku jest mnóstwo rodzajów maskar i mnóstwo rodzajów szczoteczek mających za zadanie ułatwienie aplikacji. Przyznam, że osobiście dawno nie testowałam żadnego nowego produktu w tej kategorii. Pozostaję jeszcze chwilkę wierna mojemu Lovely, Curling Pump Up :) Macie swoich faworytów? :)
40 comments
Masterpiece Max Factor – ulubiony <3
jak dla mnie też Lovely jest naj! :)
Bardzo fajny post :) Jak dla mnie może i powinno powstawać ich więcej!!!
ssence get big lashes. PODKRĘCA i wydłuża, spróbuj koniecznie Aga :)
Pamiętam jak moja babcia używała tych tuszy w kamieniu :) jeju, chcę więcej takich wpisów ; mi się bardzo spodobało :]]]]]]]]]]]]
Najlepsze tusze ma Max Factor ;)
mogę polecić tusze Bourjois, w necie można znaleźc je po naprawdę promocyjnych cenach, bo w stacjonarnych drogeriach raczej to droższa marka
Od lat stosuję tusz Maybelline, Volum’ express turbo boost waterproof.
A znasz Rimmel London Sexy Curves? U mnie sprawdza sie idealnie <3
od kiedy wyszedł, jestem wierna maskarze z Avonu , mega effects, zajebista szczoteczka! :D
świetna historia! :) Fajnie znać takie ciekawostki! :)
Bardzo ciekawy, fajny i przydatny post :)
Od liceum używam Telescopica od Loreal , mega! <3
muszę w końcu wypróbować ten Lovely!!!!
<3
<3 <3
Lovely są łatwo dostępne w Rossmannie? u mnie ostatnio nie było
@Paula: tak, Lovely jest łatwo dostępny, ale teraz, podczas promocji 1+1, u mnie tez półki świecą pustkami ;D
Najlepszy starszy brat :D
hahaha Kleopatra :D !!!!! Zazwyczaj nie komentuję, ale musiałam :) Uwielbiam Twoje dłuższe wpisy!
super wpis :)))
Bardzo fajny pomysł na wpis. Sama pamiętam taki tusz ze szczoteczką u babci w łazience :)
Mój ulubiony tusz do rzęs! :)
Pamiętam jak kiedyś trafiłam na Twojego bloga po notce porównującej maskarę z Diora i Maybelline. od tamej pory ta z maybelline jest moim ulubieńcem!
@Jul: :))))))))))))) mnie się wydaję, że z Maybelline jest tak, że z każdą kolejną nowością (chodzi zwłaszcza o maskary), te starsze jakoś tracą na jakości :P
Znam ten z lovely i jest moim faworytem <3 akurat w temacie maskar jest tak, ze nie zawsze te droższe są lepsze… ;)
lubię maskary Maybelline, są naprawdę super!
bardzo ciekawy wpis! licze ze pojawi sie takich wiecej !
osoooom Kleopatro! :PP
Skąd ta koszulka z wpisu????
@amka: http://yeah-bunny.pl/t-shirt-nobody-said-it-was-easy
Fajnie! Robi się tu coraz ciekawiej! :)
a ja używałam kiedyś takiego tuszu w kamieni (nie plułam!) i dobrze się sprawdzał, najprostsze rozwiązania czasami są najlepsze :P
Bardzo ciekawy wpis ;)
Ja używam juz kilka opakowań po kolei Rimmel – MAX Bold Curves, ale chyba następnym razem skusze się na ten, którego Ty używasz, czytając opinnie można wywnioskować, że jest on od mojego ideału o wiele skuteczniejszy i prawie 3x tańszy :0
@Klaudia, do tej pory wszystkie moje koleżanki, którym polecałam Lovely były zadowolone! :)
Mój faworyt to również Pump up!
Pozdrawiam, Ewela :)
http://glamourmamablog.blogspot.co.uk/
Bardzo ciekawy tekst. Możliwe, że to po prostu słabość do kosmetyków organicznych oraz wszystkiego opatrzonego metką “bio”, ale odchody krokodyla ciągle brzmią lepiej niż ołowica po pierwszym specyfiku.
Ja uwielbiam Lash Design z Karaji, pięknie czeszcze rzęsy, nie robi grudek, podkręca i pogrubia:) Ale ten z lovely wypróbuję, bo jakoś nigdy nie miałam okazji a widzę że wiele osób go poleca:)
W życiu się nawet nie zastanawiałam jak on powstał. Ciekawy wpis.
Polecam http://www.livingstones.pl/
Bardzo ciekawy blog dla kobiet dbających o siebie. Serdecznie zapraszam na swoją stronę http://www.almik.net.pl
chce taki t-shirt skąd on? XD
Super tekst, nawet nigdy się nad tym nie zastanawiałam jak powstał tusz do rzęs ;)